Jesteśmy tylko amatorami...

Zakładając tego bloga, pierwotnie miała być  jak najmniejsza ilość postów dotyczących biegania, ćwiczenia oraz sportu. Chciałam spróbować z czymś innym. To było bez sensu. To miejsce to ma być lifestyle, ale mój lifestyle. Dlaczego mam "uciekać od czegoś, z czego w 99% jestem dumna, co sprawia mi radość i tak bardzo zmieniło moje życie pod każdym względem.

Na wstępnie chcę jeszcze zaznaczyć, że ja naprawdę kocham biegać, kocham trenować i dalej będę to robić i czerpać z tego garściami, będę wychodzić ze strefy komfortu i jeszcze nie raz pod nosem mówić "ostatni raz".

Uwielbiam biegać i to nie podlega wątpliwości 
Krótkie wprowadzenie i przechodzę do sedna. Zaczęłam trenować jakieś 4 lata temu, biegać może 5,5. Od tych 4 lat, zaczęła się ciężka praca, oczywiście jestem zwykłym amatorem tego sportu, nie wiąże z tym swojej zawodowej przyszłości, ani nie jest i najprawdopodobniej nie będzie to źródło mojego utrzymania. Jednak mimo to, traktuje to na poważnie, wymaga ode mnie wielu wyrzeczeń oraz regularnego wychodzenia ze strefy komfortu. Żeby jeszcze jedna rzecz stała się jasna, trenuje zazwyczaj 6-7 dni w tygodniu w okresie typu, ferie czy jakiś ułamek wakacji nawet 2 razy dziennie, według określonego planu. Czyli nie jest to tylko bieganie, ale bieganie i trenowanie.


Kiedy zaczynałam trenować z obecna panią Trener, nie była to aż taka częstotliwość, z czasem się zwiększała. W przeciągu dwóch lata, nie było lekko, znaczy treningi z perspektywy czasu były wolniejsze, był mniejszy kilometraż, mniejsza objętość treningowa, jednak ja chwilami byłam okropnym kłębem nerwów, stresowałam się każdą mocniejszą jednostką, tą która wymagała ode mnie wychodzenia ze strefy komfortu, przed treningiem ból brzucha to była norma, treningi robiłam, wychodziły, ale ile nerwów to wszystko mnie kosztowało. Cały dzień od rana już była myśl tylko o tym co mnie dziś czeka, niejednokrotnie był płacz, że muszę. Po takim treningu wszystko wracało do normy, radość i satysfakcja, że się go wykonało. Ale dlaczego przed zawsze musiało być tak źle. Takie najcięższe treningi były/są dwa razy w tygodniu.

Teraz dalej trenuję tak samo mocno, miejscami nawet mocniej, ale też dlatego, że moje możliwości się poprawiły, wciąż wiele rzeczy musiałam odpuści ze względu na bieganie, wiele wyrzeczeń. Treningi cały czas są ciężkie. Jednak zmieniło się moje podejście. Przestałam o tym tyle myśleć, zamęczać się i gdybać. Po prostu wychodziłam i robiłam swoje. nie myślałam o tym bólu który mnie czeka. Choć on i tak był/jest. Stres jest ważny i motywujący, jednak nie w momencie gdy jest on paraliżujący. Ja nadal się stresuję, ale umiem sobie z tym radzić, nie przytłacza mnie on. Luźniejsze podejśćie wyszło mi na dobre. Doszłam do wniosku, ze ten sport ma być czasem gdzie ja odpoczywam od wszystkiego innego, a nie wszędzie indziej mam odpoczywać od sportu

Opinie w tym temacie są bardzo podzielone, jedni twierdzą, ze trzeba się temu oddać całym sobą, inni mają podobne myślenie do mojego.

Chcę po prostu tym wpisem przekazać, że życie mamy jedno, nie można stresować się zawczasu, trzeba czerpać przyjemności i wychodzić z tej strefy komfortu, zapierniczać na treningach oraz dążyć do obranego celu, ale nigdy na skróty, Jednak nie można się w tym zatracić. To jest najwazniejsza rzecz jaką chcę przekazać. Nie zatraćcie się w tym. Wszystko jest dobre, każda ciężka praca, jednak trzeba znać tę zdrową granicę. Sport jest dla mnie bardzo ważny, ale ja chcę też żyć, dla mnie to żadne życie jeśli w momencie kiedy nie robię treningu  stresuję sę już następnym. Jesteśmy amatorami, ludźmi i jeśli to nie jest naszym źródłem utrzymania to trzeba znaleźć balans miedzy tą ciężką pracą, a życiem.






Komentarze